Forum inżynieria materiałowa AGH Strona Główna

inżynieria materiałowa AGH
Metale Nieżelazne i wszystko jasne
 

real rpg

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum inżynieria materiałowa AGH Strona Główna -> Humor
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yellowman
Administrator



Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z nienacka

PostWysłany: Pon 1:43, 30 Paź 2006    Temat postu: real rpg

Sciagniete z jakiegos forum , ale fajnie sie czyta


ROAD TO HIPERNOVA
Obudziłem się z dziwnym uczuciem, że nic nie pamiętam. Amnezja? Znowu?? Podniosłem się z podłogi i rozejrzałem się po pokoju. To był mój pokój, tego byłem pewien. Tylko dlaczego spałem na podłodze, a nie w łóżku? Kiedy rozejrzałem się jeszcze raz spostrzegłem, że pokój nosi ślady walki. Poprzewracane szyby w oknach, potłuczone krzesła, multum przedmiotów na podłodze. Chyba ktoś mnie napadł. To by tłumaczyło ból głowy.
Odruchowo sięgnąłem po disckmana. Nacisnąłem kilka razy przycisk play zanim zadziałał. Ogłuszony hałasem zerwałem z uszu słuchawki. Jakim cudem ten gruchot mógł tak głośno grać? Moje zdziwienie jeszcze wzrosło, gdy okazało się, że głośność była ustawiona na minimum. Hmm... Dziwne. Po kolejnych chwilach doszła do mojego mózgu jeszcze jedna informacja. Strasznie suszy mnie w ustach.
Próbując zejść z piętra do kuchni sturlałem się po schodach. Do bólu głowy doszedł teraz ból (_!_) i pleców. Gdy podniosłem wzrok, wszystko zaczęło mieć sens. Na podłodze walały się liczne butelki po różnych napojach (pepsi, mirinda, sprite, voodka, pivo, vino), pod stołem leżał nieprzytomnie jakiś chłopak w okularach, który mruknął przez sen Taka imprezka, zostaję do środy, a na kanapie chrapały dwie dziewczyny, leżąc na sobie. Zaczynam rozumieć. Ból głowy -> kac, sen na podłodze -> nie mogłem trafić do łóżka, poprzewracane szyby i potłuczone krzesła -> nieudane próby dotarcia do łóżka, nieprzytomne osoby pod stołem i na kanapie -> goście imprezy. A amnezja? Po prostu schlałem się jak świnia. Następny dowód potwierdzający moją teorię to łazienka. Cała uwalana w czymś, co przypominało zupę pomidorową z dodatkiem kurczaka, czipsów, jakiegoś zielonego, świecącego ustrojstwa i chleba. Jeden człowiek nie mógł tyle zwrócić.
Po dotarciu do kuchni znalazłem pierwsze zadanie. Nie było nic do picia, a tu suchar nieprzeciętny! [Dziennik został zaktualizowany] Sięgnąłem do kieszeni po komórkę. Po minucie gapienia się w wygaszacz ekranu zacząłem szukać dwóch numerów: do Janka i Patrola. Wpierw znalazłem do Janka. Więc dzwonię.
Janek: Hhhhhalooo?  usłyszałem dziwnie zdeformowany głos.
KaMpO: Janek? Tu KaMpO. Jesteś w stanie chodzić?  zapytałem pełen nadziei.
Janek: A sso ssisiaj mamy?  zapytał przytomnie Janek  Piątek szy sssobota?
KaMpO: Eee...  chwila wahania.  Chyba sobota.
Janek: Chhhhhholeraaaa... Poszekaj chfilem.  poprosił.  Dopra, stojem. Moszesz pszyjechaś. Mosze mi śe poprafi.
KaMpO: Dobra, będę za... Jakiś czas.  rozłączyłem się.
Biedny Janek. Kolejna ofiara piątkowej imprezy. Aż dziw, że w sobotę jest w stanie chodzić.
Teraz kolej na drugi telefon.
Patrol: Tak?  żywy i energiczny głos w słuchawce.
KaMpO: Patrol? Tu KaMpO. Jesteś w stanie chodzić?  zapytałem pełen nadziei.
Patrol: Jasne!  usłyszałem podekscytowany głos.  Chodzę, biegam, skaczę, nawet sikam prosto!  pochwalił się Patrol.
KaMpO: Dobra, będę za... Jakiś czas.  rozłączyłem się.
Przyda mi się ich pomoc. W mojej głowie zrodził się iście szatański i genialny plan, by udać się do Superhiperultramarketu Hipernova (Supernova? Jakoś tak...) po coś dla zabicia suchara. (Gwoli ścisłości: do najbliższego sklepu mam sto metrów, a do Super... Hiper... jakjej tam... mam trzy i pół kilometra.) Jednak taka podróż jest niebezpieczna. O ile dotarcie do sklepu trudne nie jest, to wejście do środka, znalezienie towaru i powrót żywym graniczy z cudem. Dlatego będę potrzebował maga i wojownika. Mag to ten, co macha różdżką i lecą z niej takie fajne, kolorowe iskierki, które niszczą wrogów, a wojownik to taki łosiłek, który z pomocą kawałka żelastwa jest w stanie zrobić kuku na muniu każdemu potworowi i nie tylko (nie tylko kuku na muniu i nie tylko potworowi). A oto nasze statystyki:




Patrol  Spiritus Wizard;
Siła: 69
Zręczność: 69
Inteligencja: 69
Wiedza: 69
Charyzma: 69
Percepcja: 69
Dodatkowe atuty:
Gadka filozoficzna, odporność na magię

Janek  dark warrior;
Siła: 69
Zręczność: 69
Inteligencja: 69
Wiedza: 69
Charyzma: 69
Percepcja: 69
Dodatkowe atuty:
Odporność na trucizny (alkohole), walka dwoma broniami

No i ja, KaMpO  elven archer;
Siła: 69
Zręczność: 69
Inteligencja: 69
Wiedza: 69
Charyzma: 69
Percepcja: 69
Dodatkowe atuty:
Gadka - Bajera, strzał z bliska

Wyszedłem z domu w celu udania się na przystanek autobusowy. Żeby dostać się do Janka i Patrola musiałem przebyć ponad trzy kilometry drogi, a taka wycieczka samemu była zbyt niebezpieczna, szczególnie dla elfa na jedenastym poziomie. Użycie autobusu znacznie zwiększało moje szanse przetrwania. Jedyne ryzyko jakie istniało, to to, że w autobusie mogłem spotkać kilka nie_do_końca_przyjaznych_postaci.
Autobus spóźnia się już jakieś pięć minut, ale nadal stoję twardo. Tylko boląca głowa utrudnia myślenie. Po chwili autobus wyłania się z mgły (zamglone oczy :p). Wchodzę do środka i siadam, rozglądając się po wnętrzu. Widzę dwie starsze babcie, kilku meneli z tyłu, jednego kolesia w długim czarnym płaszczu i trzech mężczyzn w czarnych garniturach, czarnych okularach przeciwsłonecznych i ze słuchawkami w uszach. Przyglądałem się panom w garniturach, kiedy na następnym przystanku wsiadł jeszcze jeden mężczyzna. Kiedy tylko facet w płaszczu go zobaczył, nurnął w kierunku wyjścia, mijając go. Trzech mężczyzn rzuciło się za nim w pogoń, strzelając z pistoletów i wrzeszcząc: Nie ma biletu! Brać go!. No kurna, normalnie Matrix! Niestety dla mnie tak zapatrzyłem się na pościg, że nie zauważyłem, iż koleś, który wszedł do autobusu miał do szarego swetra przyczepiony biały, dyndający, zalaminowany kawałek papieru, z jakąś dziwnie wykrzywioną gębą. Dotarło do mnie, że stoję nos w nos z kanarem! A kanar, jak to kanar  wyjął spod swetra złotą klatkę z kanarkiem i mówi głosem pełnym sadystycznej rozkoszy:
Kanar: Bileciki do kontroli.
Kanar sprawdził wszystkim bilety, zostałem już tylko ja. Podchodzi, macha mi przed brodą klatką z kanarkiem i powtarza:
Kanar: Bileciki do kontroli.
Tak się jakoś nieszczęśliwie złożyło, że akurat nie miałem ze sobą żadnego biletu.
KaMpO: Tak się jakoś nieszczęśliwie złożyło, że akurat nie mam ze sobą żadnego biletu.
Kanar: Imię i nazwisko w takim razie proszę.
Z niewinnym wyrazem na twarzy:
KaMpO: A po co?
Kanar: Nie masz biletu no to kara będzie!  uśmiechnął się obleśnie.
Obejrzałem go od głów do stóp. Cholera, będzie ciężka przeprawa. Koleś jest ze dwa razy większy ode mnie. Walka będzie naprawdę ciężka. Ale do głowy wpadł mi pewien pomysł.
[Gadka-Bajera] KaMpO: A co pan się będzie jednym biletem przejmował. Przecież w tym autobusie jest spokojnie kilka biletów. Nie wystarczy panu?
KaMpO  Gadka-Bajera: Kanar: powodzenie
Kanar: W sumie to masz rację. Ale masz chyba przy sobie jakąś kapuchę, co? Chyba nie sądzisz, że puszczę cię za free, co?
[Gadka-Bajera] KaMpO: Nie mam żadnej kapuchy. Patrz! Osioł ze Shreka!
KaMpO  Gadka-Bajera: Kanar: powodzenie
Kanar: Gdzie? Gdzie? No gdzie?
KaMpO  atak: Kanar: trafienie (18+14=32)
KaMpO  zadaje obrażenia: 12+14
Kanar  na skraju śmierci

Wyciągnąłem dwa sztylety i dźgnąłem nimi Kanara. Ten, zaskoczony z nacka (czy z nienacka...) nie zdążył się nawet obrócić. Cios był tak silny, że morale Kanara zostało złamane, i padając na kolana, wrzasnął:
Kanar: Dobra, możesz sobie iść! Nie zabijaj mnie! Mam na utrzymaniu żonę, dwoje dzieci, mamę, teścia, teściową, psa, chomika, cztery rybki i siostrę!
KaMpO: Dobra. Spadaj.
KaMpO  atak: Kanar: trafienie (17+12=29)
KaMpO - zadaje obrażenia: 7
Kanar  śmierć
Kanar: Unngghh!
KaMpO: Ups!

Podrzuciłem obydwa sztylety, by w efektowny sposób schować je do pochwy, jednak kierowca autobusu gwałtownie przyspieszył. Efekt był taki, że ja poleciałem do przodu, a Kanar upadł na twarz i jeden ze sztyletów wbił się prosto w jego czaszkę.
KaMpO: Sory!
Wysiadłem na następnym przystanku, ocierając sztylety z krwi. Od przystanku było bliżej do Janka, dlatego postanowiłem najpierw udać się po maga. Manewrując pomiędzy blokami, omijając krwiożercze staruszki uprzejmych pudelków i wycinając sobie cholernie krwawą drogę przez zastępy dresów, dotarłem do wieży (wieżowca), w którym był zamknięty Patrol.
Wszedłem do klatki, mijając dybiącą na mnie spode łba dozorczynię, która trzymała zamiataczkę w ręce (obrażenia 1-1, dod. +7 przeciwko wandalom). Wszedłem do windy i wcisnąłem guzik z numerkiem trzy. Winda ruszyła do góry ze zdumiewającą jak na takiego grata szybkością, mijając wszystkie piętra i zatrzymując się dopiero na ostatnim. Wcisnąłem jeszcze raz guzik z trójką i tym razem miałem wrażenie, że winda spadała. Podobny był również efekt. Winda zatrzymała się na parterze. Myślę sobie, do trzech razy sztuka i wciskam ponownie guzik. I znów dziesiąte piętro. Pier... Ignoruję to. Wysiadam i rozpoczynam mozolną podróż w dół po schodach. Przewracając się, bluzgając krwią i śliną, dotarłem do drzwi. Na drzwiach widzę karteczkę z napisem: Pukanie zepsute, proszę dzwonić. To dzwonię. Po chwili ciszy drzwi otworzyły się i ujrzałem Patrola. Stał w samych bokserkach.

Patrol  obrzydzenie: KaMpO
Patrol  obrzydzenie: KaMpO: powodznie
KaMpO: Blee! Człowieku! Byś się chociaż z czystej przyzwoitości ubrał!
Patrol: Poczekaj. Szast prast i zaraz będę ubrany. Mówię ci, ta magia to super rzecz, ziom!

Patrol wyciągnął ręce przed siebie, zacisnął pięści, a gdy je rozluźnił, był ubrany w strój golfowy. Spojrzał na mnie z zakłopotanym uśmiechem na twarzy, pstryknął palcami i już był ubrany w szaty Hogwartu.
Patrol: Takie ciuchy chyba bardziej pasują na czarodzieja, co?
KaMpO: A próbowałeś czarodziejki z księżyca?
Patrol: Tak, ale trochę zbyt ciasny w tali był ten strój. To co, po kogo idziemy?
KaMpO: Do Janka.
[Dziennik zaktualizowany]

Wyszliśmy z wieży (wieżowca) Patrola i ruszyliśmy w stronę bloku Janka. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo, co wzbudziło nasze zaniepokojenie. Kiedy doszliśmy do klatki, Patrol nacisnął na domofonie guzik z numerem 69. Słychać było, że ktoś podniósł słuchawkę.
Patrol: Puk, puk.
Cisza.
KaMpO: Czekaj, ja spróbuję. Puk, puk.
Janek: Kto tam?
KaMpO: Elektrownia. Atomowa. Liczniki sprawdzam.
Janek: Dopra, jusz lecem do vass.
Odsunęliśmy się od drzwi i zobaczyliśmy odgłos tłuczonej szyby. Poszedł sobie do przodu i zniknął za rogiem. A z okna na czwartym piętrze wyleciał Janek. Spadł na ziemię, podniósł się, otrzepał z kurzu i powiedział:
Janek: Dobsze, sze to tlko piersze pientro.
Patrol: Ale to było czwarte piętro!
Janek: Ała.
Janek otrzymuje obrażenia 12.
Patrol: Czekaj, zaraz ci pomogę. Wypij to.
Patrol podał Jankowi buteleczkę z czerwoną miksturą. Janek wziął buteleczkę, obejrzał ją dokładnie po czym jednym haustem wypił zawartość.
Vino Komandos: Janek: leczenie
Vino Komandos: Janek  powodzenie
Janek: Śssięki. Od rassu szujem siem lepsiejszy.
KaMpO: Dobra panowie, wiecie po co idziemy?
Janek: Ja nafet nie fiem gsie isiemy.
KaMpO: Idziemy do Super... Hipernovej. Po coś do picia, bo mam kapcia w pysku.
Patrol: Zabawa! Hura! Będziemy znowu łoić tyłki!
KaMpO: Co wzięliście ze sobą?
Janek: Ja mam... Eee... Mój rosskładany syssoryk (obrażenia 12-27).
Patrol: A ja kupę mikstur leczniczych (Vino Komandos), różdżkę z drzewa cisowego i włosem z dupy niedźwiedzia polarnego, czternaście cali i taką małą, żółciutką kuleczkę.
KaMpO: To ja mam moje małe, katanopodobne sztylety, łuk, strzały, komórkę, paczkę prezerwatyw, papier i kredki.
Janek: To soo? Isiemy?
[Dziennik zaktualizowany]
Jak Janek powiedział, tak zrobiliśmy. Ale nie przeszliśmy dziesięciu kroków, gdy zobaczyłem komunikat:
[Janek wygląda, jakby chciał z tobą porozmawiać]
KaMpO: Chcesz ze mną porozmawiać?
Janek: Tak. Gdzie idziemy? Po właśnie użyłem odporności na trucizny i jak to na kacu bywa, nie pamiętam, co robiłem.
KaMpO: Idziemy do Super... Hipernovej po coś do picia, bo mam suchara w ustach.
Janek: Aha. No to po drodze będziemy musieli kupić sześciopak.
KaMpO: Po co?
Janek: Nigdy nie wiesz, kiedy może się przydać Wirujący Taniec Śmierci Po Sześciu Piwach.
Wstępując po drodze do sklepu Ropuszka kupiliśmy sześciopak i ruszyliśmy w dalszą drogę. (Ja wiem, że można by kupić picie w Ropuszce, ale wtedy nie byłoby fabuły i tej historii).

Po chwili znaleźliśmy się przed ogromnym wejściem do Pseudo_Centrum_Handlowego. Ruszyliśmy w stronę bramek_wykrywających_kradziony_stuff, które bronią wejścia razem z ochroniarzami. Kiedy mijaliśmy jedną z nich, ta nagle zaczęła pikać.
Ochroniarz: Ej! Co jest? Jeszcze nie weszliście, a już coś ukradliście?
Patrol tylko się uśmiechnął, ukazując stalowy aparat na zęby rozmiarów młodej orki. Ochroniarz tylko spojrzał się z szacunkiem na niego i już miał się odsunąć, kiedy zauważył plecak na plecach Janka. Dziwnym jest, że dałbym sobie rękę uciąć, że dwie minuty temu Janek nie miał tego plecaka, ale nie czepiajmy się szczegółów.
Ochroniarz: Ale z tym plecakiem nie wejdziecie!
Janek: Wejdę, jeśli tylko będę chciał.
Ochroniarz: O rzesz ty!
Ochroniarz wyciągnął zza pleców mikrofalówkę (czy krótkofalówkę, nigdy tego nie rozróżniałem) i zaczął wzywać posiłki.
Ochroniarz: Do wszystkich jednostek! Powtarzam: do wszystkich jednostek! Trzech młodocianych próbuje dostać się na teren sklepu z plecakiem! Wezwać wsparcie! Wezwać S.W.A.T, Seals, Delta Force, Rangersów, Grom, Łódzkie Pogotowie i gang Kadaj i...
Ochroniarz nie mógł dokończyć. Z resztą sami spróbujcie dalej wzywać wsparcia ze scyzorykiem Janka w gardle. A propos scyzoryka: Niech was nie zmyli ta niepozorna nazwa! Scyzoryk to miecz ogromnych rozmiarów, który wpędziłby w kompleksy nawet Conana. Co dziwniejsze, rękojeść miecza była malutka i cieniutka, a ostrze wielkie niczym deska surfingowa.
Janek wyciągnął Scyzoryk z gardła ochroniarza i w tym samym momencie rozległ się alarm. Dzięki mojej super rozwiniętej percepcji zauważyłem snajpera ukrytego w krzakach, oddalonych od nas o sto metrów, znajdujących się za dwoma zakrętami i grubym, betonowym murem. Nałożyłem cięciwę na strzałę i zdjąłem snajpera. Po tym strzale ze wszystkich stron zaczęli nadbiegać S.W.A.T, Seals, Delta Force, Rangersi, Gom, Łódzkie Pogotowie i gang Kadaj. Patrol wyciągnął cisową różdżkę z włosem z dupy niedźwiedzia polarnego, czternaście cali i zaczął sypać iskierkami we wszystkie strony. Janek rozłożył swojego Scyzoryka (czyt. z jednego zrobił dwa miecze) i krzyczał:
Janek: Dopuśćcie ich do mnie!
Po kilku minutach brakło mi strzał, Patrol czuł się zmęczony, więc zmieniliśmy broń. Wyciągnąłem jeden swój katanopodnobny sztylet, a Patrol małą, żółciutką kuleczkę. Patrol spojrzał na mój sztylet, wskazał nań różdżką i sztylet zamienił się w prawdziwą katanę. We dwóch rzuciliśmy się na wrogów. Janek stał z boku i właśnie kończył pić szóstego browara. Biedni S.W.A.T, Seals, Delta Force, Rangersi, Gromiści, Łodzccy Pogotowie i gang Kadaj.
Wraz z patrolem szlachtowałem przeciwników, kończyny latały we wszystkich kierunkach, krew lała się wiadrami. Wszelkie pociski wystrzelone przez przeciwników odbijałem swoją kataną. I wtedy nagle wszyscy przeciwnicy stanęli jak wryci. Oto Janek zaczął zataczać się na wszystkie strony, kręcąc się jak mały bączek. Początkowo nieprzyjaciele stali przerażeni. Jednak patrząc na Janka zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Tylko ja z Patrolem wiedzieliśmy, czym to grozi. Czym prędzej schowałem się w kartonowym pudełku po zapałkach, a Patrol ścisnął się z sardynkami w puszce. Wrogowie, patrząc na zataczającego się Janka zaczęli się śmiać i po kolei padali na ziemię. Oto chodziło w Wirującym Tańcu Śmierci Po Sześciu Piwach. Kiedy wszyscy już leżeli, Janek błyskawicznie wytrzeźwiał i swoim rozdwojonym Scyzorykiem podobijał wszystkich leżących.
Po zakończonej akcji Janek wypuścił nas z zamknięcia. Kiedy zaczęliśmy zbierać ekwipunek z poległych, Patrol zauważył coś dziwnego.
Patrol: Zauważyłem coś dziwnego.
KaMpO i Janek: Co?
Patrol: Gang Kadaj uciekł!
Janek: Ale jak udało im się uniknąć Wirującego Tańca Śmierci Po Sześciu Piwach?
KaMpO: Cziterzy! Grają na kodach!

Jednak nie mieliśmy czasu, by ich szukać. Nadal musiałem znaleźć coś do picia. Weszliśmy na teren sklepu, mijając niezliczonych klientów, którzy nie zwracali najmniejszej uwagi na blisko setkę ciał leżących w olbrzymiej kałuży krwi. Skierowaliśmy się do działu z napojami, ale kiedy mijaliśmy dział wyprzedaży konewek, nie mogłem się powstrzymać.
KaMpO: Kiedy deszcz nie pada, i wody coraz mniej, co mówię na to ja?
Patrol: Konewka.
Janek: Kiedy kwiatki schną i Czekon mówi hej!
Patrol: Co mówię na to ja?
KaMpO: Konewka!
W taki oto sposób podśpiewując szliśmy przed siebie do działu z napojami, kiedy nagle powoli zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że od kilku chwil stoimy w miejscu. Przed nami wyrósł wysoki na trzynaście centymetrów murek z puszek po coca-coli.
Janek: O cholera. Mur przed nami.
Patrol: No to przeskoczmy go, to tylko trzynaście centymetrów.
KaMpO: Nie da rady.
Patrol: Dlaczemu nie?
KaMpO: Twórcy gry nie zaimplementowali umiejętności skakania. Będziemy musieli obejść ten mur.
Janek: Cholerni game-makerzy!
Cofnęliśmy się do tyłu o czypieńćdziesiont kroków i skręciliśmy w lewo. Jednak pojawił się kolejny problem: w którą stronę iść? Jednak Patrol był na to przygotowany. Wyciągnął ze skarpetki swoją różdżkę, położył ją na dłoni i szepnął joł. Różdżka (czternaście cali, drzewo cisowe, włos z dupy niedźwiedzia polarnego) zaczęła się kręcić w kółko i w końcu zatrzymała się na Janku. Janek odsunął się na bok, by zobaczyć jaki kierunek wskazuje różdżka, ale ta uparcie ciągle wskazywała na wojownika.
Janek: Co się dzieje??
Patrol: Ups... Zaklęcie joł wskazuje osobnika o największym stężeniu alkoholu we krwi.
KaMpO: Można po ludzku?
Patrol: Tego, co najwięcej wypił.
Janek: Że co??? Że ja??? Przecież to tylko pół litra 95% spirytusu i sześciopak browara!
Patrol: Różdżka nigdy nie kłamie.
Janek: Cholera... Dobra, dobra. Wypiłem wszystkie mikstury lecznicze...  przyznał się Janek, patrząc na różdżkę.
Patrol: Co? Całe dwadzieścia litrów Vina Commandos?  zdziwienie - Czyli masz teraz około...
KaMpO: Dwudziestu jeden, przecinek dziewięć promila alkoholu we krwi.
Janek: Jeeeeeehaaaaa! Nowy rekord Polski!
Patrol: A jaki był ostatni rekord?  przestraszył się.
Janek: Też mój  uśmiechnął się, dumny z siebie  Czternaście przecinek dwa promila.

Rozmawiając o poprzednich rekordach stężenia alkoholu we krwi ruszyliśmy w dalszą drogę. Omijając dział z gazetami trafiliśmy na dział pieczywa, następnie przez dział z nabiałem, obok działu z drobiem. Jednak tutaj natrafiliśmy na mały problem. Miałem na sobie koszulkę z napisem Eat more chicken, a kiedy tylko kurczaki to przeczytały, rzuciły się na nas i zaczęły nas walić po głowach gumowymi kurczakami przy ogólnym akompaniamencie wrzasków gęsi, kaczek i indyków.
Janek: Uwaga! Mogą mieć ptasią grypę!
Patrol: Spokojnie, zjadłem po drodze trochę mięsa zarażonego chorobą wściekłych krów& - uspokoił go magik.
KaMpO: Do tego jakby co mam nożyczki, to jakby ptasia grypa cię zaatakowała, to hyc! i podetnę jej skrzydła!
Po szaleńczych czypieńćdziesięciu minutach walki z rozszalałym drobiem udało nam się uciec. Ocierając pierze z czoła (Pierze na drobiu w dziale mięsnym! Skandal!) odwróciłem się na południową-pólnoc i oczom moim ukazał się cud.
KaMpO: Chłopaki! Oczom moim ukazał się cud!
Patrol: Napoje!!!
Janek: Yaaaabooooleee!!!
KaMpO: Poczekaj!
Złapałem Janka za ramię, jednak on wyrywał się tak mocno, że wyrwał moje ramię, i z ręką powiewającą nad ramieniem biegł w kierunku butelek z nalepką Lord Yabol. Patrol popijał już soczki marchwiowe Kubuś, a ja zabrałem się do butelek PepsiŽ (smak 69/70, cena 13/20, opakowanie 10/10)o pojemności 69 litrów. Po obróceniu dwóch takich butelek spojrzałem ponownie na Patrola. Kubusie się skończyły (smak 57/70, cena 7/20, opakowanie 8/10) , obok niego leżało wiele butelek po sokach Tuptuś (smak 52/70, cena 15/20, opakowanie 6/10), a teraz otwierał właśnie soki z nalepką UWAGA! SILNIE RADIOAKTYWNE (smak ??/70, cena ??/20, opakowanie ??/10). Kolejne spojrzenie padło na Janka, który zagryzał 69-tą butelkę Yabola (smak 45/70, cena 19/20, opakowanie 9/10) moją ręką.
Miałem już wstać i ją odebrać, kiedy obok nas pojawiła się znikąd (no, prawie znikąd, bo wyszła zza regału za Jankiem, ale tego nie zauważyłem)& Ekspedientka, ubrana w żółto-niebieskie bikini. Patrolowi z wrażenia odbiło się radem i polonem, a Janek odłożył moją rękę na podłogę. Ja sam upałem na sufit, tak oszałamiająco wyglądała Ekspedientka (nogi!! do samej podłogi!!!).
Ekspedientka: Co? Pijecie bez płacenia? Natychmiast mi tu zapłacić!
Janek: Lalunia, daj se spokój, co?
Ekspedientka: Nie mów do mnie lalunia!
Patrol: Bejbe, daj se spokój, co?
Ekspedientka: Nie mów do mnie bejbe!
[Gadka-Bajera] KaMpO: Hey beautiful female thing, daj se spokój, co?
KaMpO  Gadka-Bajera: Ekspedientka: niepowodzenie
Ekspedientka: Nie mów do mnie hey beautiful female thing!
Janek: Zrobimy tak  ty sobie odejdziesz, a my dopijemy resztę i wyjdziemy, oke?
Ekspedientka: Nie, zrobimy tak  będziemy walczyć. Jeśli wygracie, wyjdziecie bez płacenia. Jak przegracie, będziecie pracować w Superhiperultramarkecie Hipernova! Co wy na to?
KaMpO: Ale będziemy mieli wolne łikendy?
Ekspedientka: Nie!
Janek: To soboty!
Ekspedientka: Dobra.
Patrol: Nie! Wszystkie soboty plus dwie wybrane przez nas soboty!
Ekspedientka: Your wish is my command&
Janek, Patrol, KaMpO: Zgoda!
Jako że ekspedientka wyglądała atrakcyjnie a nie groźnie, byliśmy pewni, że wygramy. Podnieśliśmy się na nogi, Janek wyciągnął swój rozkładany scyzoryk i rozłożył go, Patrol wyciągnął różdżkę (czternaście cali, drzewo cisowe, włos z dupy niedźwiedzia polarnego) i żółciutką kuleczkę, a ja dwa katanopodobne sztylety. Ustawiliśmy się w pozycje niczym Ginyu Force (Janek stanął na rzęsach, Patrol położył się na małym palcu od lewej stopy, a ja klęknąłem na biodrach) byliśmy gotowi do ataku. Rzuciliśmy się z krzykiem na Ekspedientkę, ale ona stała w miejscu. Kiedy byliśmy od niej na wyciągnięcie ręki (hmm :p), uszykowaliśmy bronie do ciosu, ale ona zrobiła wtedy coś, czego nie spodziewali się nawet najstarsi Indianie!
Najstarsi Indianie: To prawda, tego się nie spodziewaliśmy!
Mianowicie ściągnęła górną część bikini! Broń nam opadła (hmm? Jak to opadła! Aha, że broń tylko& Ups&), wszyscy trzej stanęliśmy jak wryci. Jankowi opadła również szczęka, a Patrol zwijał swój język z podłogi. Ja o sobie nic nie powiem, bo wstyd, tylko dwunastoletnie dzieciaki nie potrafią się kontrolować& Ale nie ważne. Ważne jest to, że kiedy byłem w stanie myśleć, okazało się, że wszyscy troje leżymy, a ona śmieje się głosem tubalnym, od którego zadrżała pobliska wieża Ajfla (1490 km na zachód).
Ekspedientka: Teraz będziecie pracować w Superhiperultramarkecie Hipernova! Buahahahahahahahahahaha!!!

Masz ci los. Janek trafił nawet dobrze. Ze swoją posturą robi za ochroniarza. Jego fucha sprawia mu radochę, bo ma pozwolenie prać tych gówniarzy, którzy kradną. Jednak dostał kilka upomnień, bo latające wszędzie kończyny brudziły zbytnio podłogę. Patrol też nie ma źle. Siedzi sobie taki typek przy kasie, przesuwa produkty przez kodnik czytników i tyle. A ja? Rzucili mnie do działu z drobiem (Eat more chicken)& -_-

Autorem jest nie do końca zdrowy psychicznie (co nie do końca zdrowy! Ja ci dam nie do końca zdrowego psychicznie!!!), ale za to pełen głupich pomysłów i zawsze gotowy na coś głupiego: Kamil KaMpO a.k.a. Lone_Wolf Podryban
(Thats all, folks!)
Wystąpili:
Chuck Noris  Chuck Noris (tak naprawdę nie grał w tym filmie,
ale bym tylko spróbował jego nie wypisać, a gwarantowany byłby KzP)
Kamil Podryban  KaMpO
Rafał Jankowski  Janek
Patryk Paluch  Patrol
Johny Deep  Kanar
Ja Rule  Ochroniarz
Długonoga laska z Poznania  Ekspedientka
a także:
Kianu Riws, Hugo Łiwing, ciocia Hermenegilda, Zdybydzisław, John Yonderbrack,
John Wkrokufehler, Iwan Bezjajec, Eryk Skurwenson, Podupil Nizaplitil,
Nikolai Sranadescu, Nikutas Pojebitas oraz Wasyl Łapiezacyc


SPECIAL THANKS TO:
L.A. S.W.A.T, Navy Seals, Delta Force, Rangers, Grom, Łódzkie Pogotowie i gang Kadaj
mnie
Der & KelT (za inspirację)
mamusi
niech będzie, dla Janka i Patrola też&
i jeszcze dla&
misia Koralgola (nie wiem dlaczego&)

MUZYKA:
cokolwiek wam tam w tle gra
ZDJĘCIA:
cyfrowe
PRODUCENT
brak (no sponsorzy, rzucić kasą!)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AsioR




Dołączył: 13 Paź 2006
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsza II

PostWysłany: Pią 23:13, 03 Lis 2006    Temat postu:

kurde ciągle dochodze do połowy i nigdy nie mam czasu dalej:D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aidyl.M




Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków - Nowa Huta

PostWysłany: Sob 15:26, 04 Lis 2006    Temat postu:

ja nawet do polowy nie doszedłem :]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aidyl.M




Dołączył: 09 Paź 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków - Nowa Huta

PostWysłany: Wto 0:12, 21 Lis 2006    Temat postu:

juz 3 raz czytam i nie doczytałem do konca :/

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum inżynieria materiałowa AGH Strona Główna -> Humor Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin